Witajcie
Kochani!
Przybywam
z nowym rozdziałem. Ktoś się cieszy? Mam nadzieję :). Liczę, że się spodoba i
zapragniecie więcej, gdyż tej historii nie zamierzam pozwolić leżeć odłogiem, bo za
bardzo ją polubiłam ;). Co więcej? Nie wiem, komu dedykować, bo nikt nie skomentował
poprzedniej notki (R siedzi i płacze w kącie), dlatego dedykuję ją sobie i
wszystkim fanom VHope’ów. A teraz, coby nie przedłużać, zapraszam do czytania!
~~~~*~~~~
Nie
wzbudzając podejrzeń, podziękowawszy niebiosom, że się przygotował, schował
pustą strzykawkę do kieszeni spodni, przerzucił sobie ramię zemdlonego przez
kark, obejmując go jedną ręką w talii, a w dłoń drugiej chwytając jego zakupy.
Opierając ciało chłopaka na sobie, ruszył w stronę, z której przyszedł. Niecałe
pięćdziesiąt metrów dalej stał jego samochód, zaparkowany na podziemnym
parkingu, opustoszałym o tej porze, gdyż ludzie załatwiali sprawy poruszając
się więcej autami – powodując tym samym niemiłosierny tłok na drogach – niż na
nogach. Nie uważał, żeby to było zdrowe, ale dzisiaj sam dziękował Bogu, że
miał środek transportu i praktycznie pusty parking.
Podszedł
do drzwi pasażera i delikatnie usadził idola na fotelu, po czym z pietyzmem
zapiął mu pas i pogładził go po policzku. Ach! Jak pragnął go pocałować. Ale
nie! Ich pierwszy pocałunek musi być wyjątkowy i zapamiętany przez V w całości.
Zamknął drzwi, obszedł samochód, po czym zajął miejsce za kierownicą i powoli
opuścił parking, ciesząc się, że brak na nim budki.
Włączył
się w tłok uliczny, poruszając się w ślimaczym tempie, co działało mu na nerwy, dlatego, gdy tylko dotarł
do granicy miasta, docisnął pedał gazu do podłogi i pomknął przed siebie,
zostawiając zgiełk za nimi. Pół godziny później wjechał w teren zastawiony
uroczymi jednorodzinnymi domkami. Jeden z nich, oddalony od ich obecnego
położenia o jakieś trzydzieści kilometrów i stojący w szczerym polu, należał do
niego. Piwnicę domu już dawno przygotował na przyjęcie głównego bohatera, który
teraz siedział obok niego.
Uśmiechał
się krzywo, gładząc udo chłopaka jedną dłonią, a drugą operując kierownicą.
Uśmiech zszedł mu z ust, gdy usłyszał dźwięk telefonu. Nie swojego… Rzucił nerwowe
spojrzenie w stronę pasażera, zabrał dłoń z jego uda i sięgnął do lewej
kieszeni markowej bluzy chłopaka. Wyciągnął aparat i spojrzał na ekran, na którym
wyświetlał się napis. Dzwonił „Hobiś”.
Ach! Jak słodko! Niewiele myśląc, przesunął palcem w prawo po ekranie i
przyłożył telefon do ucha, zatrzymawszy się wcześniej na poboczu. Nim się odezwał, z głośnika popłynęło:
—
V, gdzie jesteś? Za godzinę próba. – Milczał, napawając się poczuciem władzy,
jaką posiadał. – V? Jesteś tam? TaeTae, odezwij się! – Hobi w jednej chwili
stał się nerwowy, co zdradzał jego podniesiony głos. Ależ mu się to podobało!
Aż uśmiechnął się pod nosem.
—
Witaj, J-Hope – powiedział w końcu, a po drugiej stronie zapadła cisza,
przerwana chwilę później dźwiękiem gwałtownie wciąganego przez rozmówcę
powietrza.
—
Kim jesteś? – szepnął raper.
—
Osobą, z którą TaeTae się teraz pobawi – odparł rozbawiony.
—
Daj go do telefonu – zażądał Jung. To nie spodobało się porywaczowi, który
zmarszczył brwi i mocniej zacisnął palce na własności uprowadzonego.
—
Nie tym tonem, dzieciaku – warknął, ale zaraz się uspokoił. Odsunął aparat od
ucha i odetchnął głęboko, po czym kontynuował: – Hobi, rodzice nie nauczyli cię,
że zabawkami trzeba się dzielić? Teraz moja kolej, a twój TaeTae zostanie tak
wypieszczony, że nie będzie chciał do ciebie wracać – zakończył i uniósł prawy
kącik ust, spoglądając w stronę blondyna siedzącego obok.
—
A. – domyślił się raper, na co wargi porywacza rozciągnęły się w szerokim
uśmiechu, a twarz nosiła znamiona szaleństwa. – Ty chory sukin… – nie słuchał
już dalej. Rozłączył się, po czym, operując jedną dłonią, przesłał numer
telefonu Junga na swój i czym prędzej wyłączył aparat porwanego. Nie mógł
ryzykować. Wiedział, że gdyby policja ich podsłuchiwała, już by go namierzyli,
a poza tym ostatnia lokalizacja będzie do odzyskania. Schował iPhone’a do
wolnej kieszeni spodni i gwałtownie ruszył, z każdą sekundą przyśpieszając i co chwilę zerkając na Cudnego Chłopca,
jak zwykł go nazywać. Z jego ust nie schodził uśmiech samozadowolenia.
~~~~*~~~~
Hoseok
stał chwilę bez ruchu z aparatem nieopodal ucha i przysłuchiwał się dźwiękowi
zerwanego połączenia. Zapomniał nawet jak się oddycha i mruga. Gdy nacisnął
czerwoną słuchawkę, pikanie ucichło, a on przyglądał się z niedowierzaniem
czarnemu ekranowi. W głowie kłębiły mu się miliony myśli. Jak? Dlaczego? Czy
pomimo ich starań, taki scenariusz był nieunikniony? Gdzie był Tae? Do diabła!
Niezależnie od wszystkiego, musiał działać. Natychmiast! Zacisnął palce na
urządzeniu, aż zbielały mu knykcie, a obudowa zatrzeszczała pod wpływem
nacisku.
—
J-Hope, kiedy Taehyung przyjdzie? – zapytał Rap Mon, podszedłszy do chłopaka i położywszy
dłoń na jego lewym ramieniu. Przebywali w dormie i wspólnie mieli jechać do
studia, w celu przećwiczenia nowych układów. Usłyszawszy pytanie, Hobi wybudził się z transu i
spojrzał przytomnie na lidera.
—
On… – W ustach mu zaschło, a w oczach zakręciły się łzy, które spłynęły po
pełnych policzkach, gdy przymknął powieki. Namjoon zaniemówił, widząc grające
na twarzy przyjaciela emocje.
—
Mów szybko! – ponaglił go, kiedy udzieliła mu się nerwowość chłopaka.
—
Został… porwany – wykrztusił w końcu i padł na kolana, przygnieciony ciężarem
okrutnej prawdy. Przecież zrobili wszystko, by zapewnić mu bezpieczeństwo! Jak,
do ciężkiej cholery, do tego doszło?!
Zacisnął
prawą dłoń w pięść i uderzył nią w podłogę z całej siły. Gdy poczuł ból w
ramieniu, syknął, jednak dzięki temu jasność myślenia powróciła.
Spojrzenia
pozostałych członków zespołu, siedzących przy kuchennym stole, skupiły się na dwóch raperach, a ich rozmowy
ucichły. W powietrzu czuło się takie napięcie, że z powodzeniem zawisłaby w nim
siekiera.
— Jesteś… – Namjoon szukał odpowiednich słów, pocierając brodę palcami i usiłując zachować spokój, chociaż skóra na plecach mu ścierpła, a ramiona pokryła gęsia skórka, natomiast włosy na głowie stanęły dęba. – Skąd
wiesz? – zapytał w końcu, kucając naprzeciw chłopaka i kładąc dłonie na jego ramionach.
—
Stąd – rzekł, a głos niebezpiecznie mu zadrżał. Uniósł dłoń, w której trzymał
telefon. Namjoon spojrzał na urządzenie, a później w ciemne oczy chłopaka,
które zdawały się miotać gromy. Pełen determinacji wzrok sprawił, że lider
ciężko przełknął, a kiedy Jung zabrał głos, czuł dreszcze na całym ciele. –
Zadzwoniłem do Tae, ale odebrał ktoś inny. On. A. Mówił, że zabawkami trzeba
się dzielić i teraz jest jego kolej na zabawę – głos mu się załamał wraz z
ostatnim słowem, a niechciany szloch opuścił gardło. Nie ochronił ukochanego,
mimo gorących zapewnień, że ten jest z nim bezpieczny, że nic mu nie grozi.
Och! Jakże się mylił! Opuścił ramiona wzdłuż ciała i zgarbił się, przygnieciony
poczuciem winy.
—
Spokojnie. Zaraz coś poradzimy – odparł lider spokojnie, mimo że wrzał z wściekłości,
i pomógł wstać klęczącemu, po czym podprowadził go do krzesła i siłą na nim
usadził. Stanął za chłopakiem i położył mu dłonie na ramionach, podczas gdy ten
splótł palce jak do modlitwy i ukrył za nimi oczy, oparłszy łokcie o blat
stołu. Myślał intensywnie. Namjoon powiódł spojrzeniem po pozostałej piątce
Skautów, a widząc na ich twarzach napięcie, odetchnął głęboko, próbując
uspokoić rozszalałe myśli. – Tae został porwany przez A. – rzekł w końcu.
Najpierw w pomieszczeniu zapadła ciężka cisza, w czasie której piosenkarze wymieniali między sobą zadziwione i zatrwożone spojrzenia, jednak po chwili podniósł się
raban. Jeden przez drugiego przekrzykiwali się, co zrobią jak
dopadną porywacza, część chciała iść z tym na policję, a pozostali byli gotowi
wsiąść w samochód i ruszyć w pogoń.
Lider sięgnął do kieszeni spodni po małe urządzenie, jednocześnie studząc zapędy
chłopaków, i chwilę przyglądał się ekranowi, po czym położył je na blacie stołu
i chwycił za telefon. Wybrał numer menadżera, uciszając muzyków. Gdy zaczął
mówić, jego głos był tak przekonujący, że słuchający go przyjaciele wiedzieli,
iż w dormie zaraz pojawią się dwaj nadzorujący ich mężczyźni. Pozostało czekać.
W
międzyczasie raper rozłączył się i powiódł spojrzeniem po twarzach Kuloodpornych.
—
Zabiję – szepnął Hoseok, czym zwrócił uwagę przyjaciół. Blondyn, słysząc to, usiadł obok niego i
zmusił, by starszy spojrzał mu w oczy.
—
To później, J-Hope – jego rzeczowy ton zadziwił wszystkich. Wiedzieli, jaki ma
stosunek do każdego z nich, a mimo to nie dało się zauważyć jakichkolwiek
emocji na jego twarzy. No, może nieco mu stężała, a żyły na szyi ukazały się w
całej okazałości. Nic poza tym. – Teraz – kontynuował, sięgając po niewielkie
urządzenie, które chwilę wcześniej odłożył na blat – zobaczymy, gdzie jest Tae.
– Spojrzał na ekran, na którym świecił czerwony punkcik, oznaczający położenie V.
Nie poruszał się, ani nie mrugał, co znaczyło, że telefon chłopaka został
wyłączony, a program zapisał ostatnie współrzędne. Siedemnaście kilometrów na
północny-wschód od ich aktualnego miejsca pobytu. Niby niewiele, ale znając życie,
porywacz miał przygotowaną dziuplę znacznie dalej, w miejscu, o którym nikt nie
wiedział, a na dodatek przewagę czasu i znajomości terenu.
Namjoon
westchnął, przymykając powieki i potarł je palcami, wciąż intensywnie myśląc.
Nie miał pojęcia, ile czasu minęło od jego rozmowy z menadżerem, gdyż zegar w
tamtym momencie wcale go nie interesował. Faktem było, że minuty dłużyły mu się
niemiłosiernie. Gdy rozbrzmiał dzwonek, drgnął. Już miał wstać, jednak
uprzedził go wyjątkowo ożywiony i milczący jak zawsze, Suga. Ruszył do drzwi, a
chwilę później wrócił z kilkoma mężczyznami: Bang Si-Hyukiem, ich menadżerem, dwoma
ochroniarzami i czterema ludźmi w garniturach, których nie znali. Ci ostatni
przedstawili się jako detektywi wydziału poszukiwań i identyfikacji osób oraz wydziału
dochodzeniowo-śledczego, z każdego działu po dwóch. Po wymianie uprzejmości,
przeszli do rzeczy. Kiedy dowiedzieli się od lidera o nadajniku, od razu
wysłali kilka patroli do wskazanego przez urządzenie miejsca, a sami zaczęli
zadawać pytania. Zapisywali coś w notatnikach, myśleli, ponownie pytali, by po
chwili wpaść w zadumę.
—
Do cholery! – zagrzmiał Hobi, wstając z miejsca i uderzając pięścią w blat
stołu. Wszyscy, nie wyłączając funkcjonariuszy, podskoczyli na swoich
miejscach. – Zaczniecie w końcu coś robić, poza płaszczeniem tyłków?! Tae
został porwany! Ruszajcie się! On potrzebuje pomocy! – wrzeszczał jak opętany,
a po jego policzkach płynęły łzy. Rap Mon z trudem usadził go z powrotem na krześle i
przeprosił za zachowanie kolegi, po czym wyprowadził rapera z kuchni. Gdy
dotarli do pokoju, który J-Hope współdzielił z V, usiadł wraz z nim na łóżku i
objął go ramieniem, próbując uspokoić.
—
Hoseok – zaczął, gładząc plecy chłopaka. – Oni znają się na rzeczy, daj im
pracować – jego głos był spokojny i rzeczowy, a mimo to Hobi wciąż czuł, jakby
siedział na minie.
—
Ale nic nie robią – szepnął, po czym westchnął zrezygnowany. Na jego twarzy malował sie taki ból, że blondynowi ścisnęło się serce. Ileż by dał, żeby cofnąć czas! – Tae potrzebuje
pomocy – dodał, kiedy jego szloch ustał. Bez słowa chwycił podaną przez lidera chusteczkę
i otarł nią policzki oraz koniec nosa, mimo to łzy płynęły nieprzerwanie, zdobiąc spodnie chłopaka i podłogę mokrymi śladami.
—
Wiem – odparł. – Mnie też nosi, ale musimy działać ostrożnie. – Westchnął głośno. – Sam dobrze wiesz,
jak to się ma w przypadku idoli – zakończył smutno i spojrzał w okno. Gdy
spostrzegł na szybie krople, zrozumiał, że pada. Nawet niebo płakało nad nieszczęściem
Tae, a to mogło utrudnić poszukiwania, zmazując wszelkie możliwe ślady z
jezdni, po której poruszał się wóz porywacza – funkcjonariusze założyli, że
albo miał własny, albo jakiś wynajął. Taksówka odpadała ze względów
bezpieczeństwa – każdego kierowcę mógł zainteresować zemdlony idol w
towarzystwie obcego chłopaka. Może od razu by nie zareagował, ale taki fakt
mógł dać do myślenia.
—
Fani ponad wszystko, co? – rzekł gorzko Jung, patrząc w tym samym kierunku, co
Kim. Na jego twarzy odbił się taki ból, niedowierzanie i przebłysk zrozumienia,
że Namjoon zagryzł wargi i zacisnął lewą dłoń w pięść tak mocno, że krótkie
paznokcie wbiły mu się w skórę, raniąc ją. Miał nadzieję, że na widok deszczu Hobi nie
dojdzie do takich samych wniosków jak on. Nie docenił starszego.
—
Mnie też to boli, J-Hope, ale mamy związane ręce – odparł opanowanym głosem,
wyzbywając się resztek emocji i odwracając uwagę przyjaciela od widoku za
szybą.
Rudzielec
westchnął głośno, przeczesując włosy palcami prawej dloni, po czym rzekł:
—
Wiem, masz rację. Nie pomogę mu w ten sposób – dodał przygaszonym głosem i
spróbował się uśmiechnąć, ale zamiast zwyczajowej radości pojawił się bliżej
nieokreślony, przygnębiający grymas.
—
Połóż się i odpocznij – powiedział lider, wstając, i poklepał plecy rapera.
Wyraz twarzy przyjaciela był dla niego jak cios prosto w serce. Dałby wiele,
żeby nie cierpiał, a Tae był bezpieczny. To jego wina. Przecież doskonale zdawał sobie sprawę, gdzie jest V, obserwował ten ekranik jak nawiedzony, jednak dzisiaj
uznał, że nic mu nie grozi w tłumie ludzi. Gdyby wiedział jak bardzo się pomyli…
Ktoś mądry powiedział: „Najciemniej po
latarnią”, a Namjoon musiał przyznać mu rację. – Dam ci znać, kiedy się
czegoś dowiemy – dodał z ręką na klamce, a kiedy Hoseok skinął głową i położył
się, opuścił pokój, cicho zamykając za sobą drzwi.
Leżał
chwilę bez ruchu, nasłuchując, a kiedy nabrał pewności, że Rap Mon nie stoi pod
drzwiami, skoczył na równe nogi, zarzucił na siebie bluzę z kapturem i sportowe
buty, po czym chwycił kluczyki od samochodu i niepostrzeżenie wymknął się z
domu. Wiedział, gdzie urywa się ślad i miał nadzieję dotrzeć tam, kiedy
policyjni technicy i patrole odjadą, oraz rozejrzeć się po okolicy i wypytać
miejscowych.
Wsiadł
za kierownicę, odpalił silnik i wyjechał z podjazdu, lawirując między
samochodami funkcjonariuszy i przedstawicieli Big Hit. Zatrzymał się przy wyjeździe i zerknął do portfela, gdzie
trzymał całą masę zdjęć ukochanego, a na jego usta mimowolnie wypłynął uśmiech.
Tae robił wiele cudacznych min, a on kochał je uwieczniać i nosić przy sobie,
przeglądać, dotykać, całować – to zawsze poprawiało mu humor. Spojrzał we
wsteczne lusterko, a gdy zobaczył, że drzwi domu powoli się otwierają, nacisnął
pedał gazu, by po chwili mknąć ulicą, uprzednio potraktowany klaksonami, które
rozbrzmiały wraz z jego gwałtownym wyjazdem z bramy.
—
Znajdę cię, Tae – powiedział z mocą, dociskając jedno ze zdjęć do serca, po
czym zakrył nim licznik prędkości – mandat był teraz mało ważny. – Obiecuję –
miał nadzieję, że chociaż tych słów uda mu się dotrzymać.
I jak
się podobało? Czy ktokolwiek z czytających raczy wyrazić swą opinię? Byłoby
miło, serio. Nawet krytykę przyjmę, ale, błagam!, nie zrównajcie mnie z błotem,
dobra? Co do samego rozkładu akcji, od następnego epizodu cofnę się nieco w
czasie, by wyjaśnić kilka spraw, pokazać ulubione pary w lepszych czasach,
naturalnie poświęcając VHope’om najwięcej uwagi, oraz dać Wam nieco scen dla
dorosłych. Jak szaleć to na całego! Co więcej? Kolejny rozdział jest raczej
gotowy, wymaga określenia długości, drobnych poprawek, dodania czegoś od
siebie, ogólnego betowania itp. Mam nadzieję, że jednak znajdą się osoby, które
pokochają to opowiadanie i tu zaznaczę, mam gotowych już kilka innych z V i
Nadzieją, więc to dopiero początek :).
Ściskam
i całuję!
Wasza R ♥.
hej
OdpowiedzUsuńsuper ze piszesz a ja jak tylko znajde wiecej czesu to ci wszystko skometuje i napize co umnie bo wiem od malej ze sie omnie martwiesz ze za dlugo milcze to tyle pozdrawiem i weny na to zeby mala miala co czytaci bo widze ze teraz wzielo cie na yaoi haruka��
Witaj, Kochanie!
UsuńNawet nie wiesz, jak się cieszę, że się odezwałaś! Bardzo Ci dziękuję i już teraz niecierpliwie czekam na rewelacje od Ciebie ;).
I tak, piszę, ale yaoi zdecydowanie wygrywa na wszystkich polach. Przyznam szczerze, że z powyższym parringiem mam kilka opowiadań do cna przemyślanych, a niektóre praktycznie w całości spisane :). "Kidnapping" to taka moja perełka, drastyczna co prawda, ale wymyślona jako pierwsza, toteż już publikowana. Kolejny rozdział jest w zasadzie gotowy, ale do tej soboty na bank się nie wyrobię, dlatego kolejna jest bardziej prawdopodobna ;). Ach! Się rozpisałam! Ale to przez Ciebie - tak się cieszę, że dałaś znać :).
Ściskam i całuję, licząc, że całkiem niedługo zdradzisz coś więcej :).
Twoja R ♥.