Hello Kochani!
Jak widzicie, wracam z nowym rozdziałem. Bardzo mi
smutno, że nikt nie komentuje, o ile w ogóle ktoś czyta… Naprawdę chciałabym poznać
Wasze zdanie. Wiem, zniknęłam na długo i blogi umierały, jednak teraz bardziej
lub mniej regularnie coś publikuję, mając nadzieję, że moje Słoneczka również tu
zawitają. Coby nie przedłużać, zapraszam na trzeci rozdział „Kidnapping”. Mam nadzieję, że spodoba
Wam się na tyle, iż moje oczy ujrzą kilka słów na jego temat.
Miłej lektury :).
~~~*~~~
Dziewięć
miesięcy wcześniej
Kolejny
list od psychofana dotarł do wytwórni Big Hit na dwa dni przed wyruszeniem
przez chłopaków w międzynarodową trasę koncertową. Żeby nie martwić
podopiecznych, Bang Si-hyuk wraz z całym zarządem i menadżerem zespołu,
postanowili zachować tę informację dla siebie oraz dyskretnie nakazali ochronie
sprawować szczególną pieczę nad V. Byli pewni, że nic się nie stanie i osoba
podpisująca się „A”, nie zrobi nic głupiego. Dopiero, gdy w sierpniu piosenkarze
szczęśliwie wrócili do Seulu, pokazali im list.
„Drogi V!
Tu Twój najwierniejszy fan, A.
Mam nadzieję spotkać się z Tobą na koncercie w Niemczech. Już poczyniłem
odpowiednie przygotowania i jestem pewien, że docenisz mój kunszt dekoratorski,
detektywistyczny i zmysł taktyczny – opracowałem wszystko w najdrobniejszych
szczegółach. Nawet Twoje zdziwione spojrzenie i zakłopotany uśmiech zostały
zaplanowane w scenariuszu wielkiego planu uprowadzenia. Nie zawiedź mnie i daj
z siebie wszystko na scenie, jak i poza nią, a jeśli będziesz zwiedzać Berlin, wiedz,
że moje towarzystwo masz zapewnione. Kto wie? Może pojadę za Tobą też do innych
miast? Ucieszysz się pewnie na spotkanie ze mną na każdym kontynencie. Mam
rację? Postaram się nie zawieść Twoich oczekiwań.
Twój na zawsze, A.”
—
Czemu nam tego wcześniej nie pokazaliście? – zapytał Namjoon, odkładając
niebieską kartkę na blat stołu. Cisza, jaka zaległa po odczytaniu przez niego
tych kilku zdań, sprawiła, że aż dzwoniło w uszach. J-Hope rzucił szybkie
spojrzenie TaeTae, którego twarz była nienaturalnie blada, a oczy szeroko
rozwarte. Długie palce mocno zaciskały się na jego własnych, ukrytych pod
blatem, wszak tylko pozostali Skauci wiedzieli o ich związku, nie czuli się w
obowiązku informować właściciela Big Hit, menadżera i pozostałych ważniaków. To
była ich prywatna sprawa. Chociaż to chcieli zostawić dla siebie.
Wsunął
drugą dłoń pod stół i objął zimne palce Taehyunga, a ten spojrzał na niego,
jakby wybudzony z transu, po czym, zobaczywszy ukochane oczy i delikatny,
dodający otuchy uśmiech, sam uniósł nieco kąciki ust i odetchnął głęboko, a na
jego twarz powróciły kolory.
—
Namjoon – zaczął Si-hyuk – woleliśmy, żebyście niepotrzebnie się nie stresowali
i w spokoju koncertowali. A to – spojrzał wymownie na niebieski papier –
wywołałoby niepotrzebną panikę. – Lider ściągnął brwi.
—
Próbuje mi pan wmówić, że to wszystko dla naszego dobra? – gdy Bang skinął
głową, Kim zacisnął dłonie tak mocno, że zbielały mu knykcie, a oczy rzucały
gromy, kiedy wstał z miejsca. Wszystkie spojrzenia skupiły się na raperze, który
stał przez chwilę z opuszczoną głową i oddychał ciężko, walcząc ze złością. –
Nie łatwiej było poinformować nas o realnym zagrożeniu, tylko udawać, że
wszystko jest okej, bo trasa, pieniądze i praca są ważniejsze, niż
bezpieczeństwo jednego z nas? – zapytał i spojrzał spode łba na Hitmana. Cisza,
która zapadła po jego pytaniu, sprawiła, że piosenkarze z uwagą przypatrywali
się to liderowi, to zaś właścicielowi. Ten drugi z zaskoczeniem uchylił usta i
chwilę myślał nad odpowiedzią, a kiedy się odezwał, odnosiło się wrażenie, że
bardzo uważnie dobiera słowa.
—
Namjoon – zaczął, czym skupił na sobie spojrzenia siedmiu par piwnych oczu
piosenkarskich i pół tuzina pozostałych, obecnych w sali konferencyjnej osób. –
Tego nie powiedziałem, ale sam dobrze wiesz, że show must go on – zakończył, uśmiechając się, co miało wyglądać
pokrzepiająco. Niestety, odniosło odwrotny efekt.
—
Chrzanię takie show! – warknął, uderzając pięścią w stół z takim impetem, że aż
zarzegotały stojące na nim filiżanki z kawą. Wszyscy jednocześnie podskoczyli
na miejscach, nie spodziewając się takiej reakcji po zawsze kulturalnym,
opanowanym liderze. Najbardziej zaskoczony wydawał się być szef wytwórni. Jin,
siedzący obok młodszego kolegi, położył mu dłoń na ramieniu w uspokajającym
geście. Rozumiał blondyna, ale w końcu rozmawiał z szefem, a tak nie wypada.
Jednak, zgromiony spojrzeniem ciemnych oczu, cofnął rękę i usiadł prosto. – Od
dzisiaj chcę wiedzieć o wszystkich tego typu listach, groźbach, czy innych
chorych zachowaniach jakiegoś psychopaty – mówił z mocą, patrząc na każdego z
członków zarządu z uwagą, najwięcej czasu poświęcając Bangowi, na którym
zakończył trasę swoich oczu. Dopiero, gdy ten skinął głową, uspokoił się nieco.
– Ma pan pojęcie, ile razy V był narażony na ruch ze strony tego A.? – zapytał,
wzbudzając w szefie poczucie winy. – Zdaje pan sobie sprawę, jak często
wychodził samodzielnie na miasto, kiedy otrzymał moje pozwolenie? –
kontynuował, niezrażony zaczerwienionymi uszami mężczyzny i jego drżącymi
dłońmi. – A co, jeśli wtedy stałoby się najgorsze? Jak wyjaśniłby pan sytuację
nam, fanom, innym zespołom, które dla pana pracują? Im też wciskałby pan kit,
którym nas uraczył? – głos Namjoona nabierał mocy, wbijając członków zarządu w
fotele i wzbudzając w pozostałych Skautach wściekłość. – Gdybyśmy zostali
poinformowani o tego typu listach, zawsze ktoś z nas towarzyszyłby V. – Co
prawda wiedział, że Hoseok nie opuszczał blondyna na krok, ale po co informować
tych ważniaków o ich życiu prywatnym? Niech udławią się tym słusznym poczuciem
winy i na przyszłość myślą o ludziach, a nie słupkach finansowych. – Czy
wcześniej takie zdarzenia miały miejsce? – zapytał lider, a kiedy menadżer
skinął twierdząco, utkwił w nim przeszywające spojrzenie. – Kiedy? Od jak dawna
to trwa? – zapytał twardo.
—
Od kilku miesięcy – odparł, niepewnie spoglądając na szefa i poprawiając
zsuwające się z nosa okulary.
—
Konkretnie – powiedział Namjoon opanowanym głosem.
—
Pierwszy z nich dotarł do nas siedem miesięcy temu, a kolejne w dwutygodniowych
odstępach.
—
To daje jakieś czternaście, może piętnaście listów – policzył szybko,
pocierając palcami podbródek. – Chcę je zobaczyć – rzekł.
—
Nie ma takiej potrzeby – wtrącił szybko szef, ale zgromiony spojrzeniem
chłopaka, zwrócił się do pracownika: – Przynieś je.
Po
przeczytaniu wszystkich piętnastu notatek, Skauci milczeli, wymieniając tylko
znaczące spojrzenia. V nie wytrzymał przy czwartym z nich i, ku zaskoczeniu
wszystkich, wybiegł z pomieszczenia, przytykając dłoń do ust. Nie dbał nawet o
grzeczność, o której pamiętał Hoseok, kłaniając się zaskoczonym ważniakom, i ruszył
za ukochanym. Raper dopadł go, kiedy próbował opuścić wytwórnię, i chwycił za
nadgarstek, a następnie pociągnął za sobą do męskiej toalety. Tam wprowadził go
do jednej z kabin, po czym zamknął ściśle w ramionach, szarpiącego się,
zszokowanego i przerażonego, tuląc długo, aż ten odwzajemnił uścisk. Twarz miał
ukrytą w torsie starszego. Jego łzy moczyły koszulę rudzielca, a szloch chwytał
za serce.
—
TaeTae – szeptał, uspokajająco gładząc plecy przez materiał marynarki, w którą
blondyn był ubrany. – Kochanie moje, nic się stanie, nikt nie zrobi ci krzywdy
– mówił, całując jasne włosy, a kiedy V uniósł głowę, zobaczył lśniące jak
diamenty oczy, wpatrzone w niego z nadzieją.
—
Obiecujesz? – zapytał szeptem. – Obiecujesz mnie chronić? – dodał, na co J-Hope
skinął twierdząco głową i przygarnął go do siebie.
—
Choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu, ochronię cię –
powiedział z mocą, po czym pocałował lekko rozchylone usta młodszego,
pieczętując obietnicę. Gdy palce blondyna kurczowo zacisnęły się na jego
plecach, objął go mocniej, czując przez materiał koszuli ciepło jego ciała. –
Pamiętaj, jestem twoją nadzieją – dodał, patrząc mu w oczy, a Kim skinął lekko
głową.
Chwilę
później, wciąż wtuleni w siebie, opuścili kabinę. Hoseok przemył zapłakaną
twarz Taehyunga i otarł ją z czułością, co jakiś czas całując słodkie wargi, po
czym wysłał wiadomość do Namjoona, że wracają do domu i prosił, żeby przekazać
to szefowi wraz z przeprosinami. Następnie opuścili wytwórnię tylnymi drzwiami i
poprosili jednego z zaufanych kierowców o odwiezienie do dormu, co ten spełnił
bez szemrania, zdobywając dozgonną wdzięczność rapera. Gdy usiedli na tylnych
siedzeniach samochodu, Hoseok przygarnął ramieniem TaeTae, który wtulił się w
niego z ufnością.
—
Obiecuję – szepnął i był pewien, że nie rzuca słów na wiatr. Nie wiedział
jednak, jak mały wpływ ma na przewrotność losu…
~~~*~~~
V
stał pod strumieniem prysznica, patrząc tępo na jasne kafelki. Ciepła woda
spływała po jego nagim ciele i ginęła w odpływie. Nie miał pojęcia jak długo
stał w tej pozycji, jednak obecnie problemy świata, odnośnie braków wody
pitnej, niespecjalnie go obchodziły. Z ciężkim westchnięciem położył dłonie na
ścianie, po czym zawarł je w pięści, zagryzł zęby i zacisnął wargi w wąską
kreskę. Po jego głowie wciąż tłukły się fragmenty z czterech listów, których
wysłuchał. Obrzydzenie, strach i zaskoczenie mieszały się ze sobą, powodując
cofanie się treści żołądka do gardła. Nie sądził, że kiedykolwiek spotka go coś
takiego. Mimo że nie chciał martwić chłopaków, a najbardziej J-Hope’a, nie
potrafił ukryć strachu, który nim zawładnął. Gdyby nie silne, opiekuńcze
ramiona rudzielca, jego zapewnienia i obietnica, już dawno całkiem by się
rozkleił. A. pisał coś o „wypieszczeniu
go w każdym calu”, dodał jeszcze coś o „przygotowanym
specjalnie dla niego miejscu, w którym spędzi resztę życia”, a to, co
najbardziej go przeraziło, brzmiało: „nigdy
więcej nie zobaczysz drogich ci osób, bo ja zajmę ich miejsce, jak i całe twoje
serce i umysł – za wszelką cenę”. Aż się wzdrygnął na wspomnienie tych
słów. Zacisnął powieki i oparł czoło o zimne kafelki, a dłonie opuścił wzdłuż
ciała. Stał chwilę w ciszy, otoczony powoli sunącą w górę i osiadającą na
ścianach parą, gęstą jak śmietana. Drgnął, kiedy usłyszał dźwięk otwieranych
drzwi kabiny, jednak, nim zdążył spojrzeć za siebie, rozgrzana skóra dotknęła
jego mokrych pleców, a chwilę później pełne wargi złożyły na jego karku czuły
pocałunek, natomiast silne ramiona objęły go w pasie.
—
Hobi – szepnął, odchylając głowę. Oparł ją w zagięciu szyi starszego i
przymknął oczy, a jego palce wylądowały na dłoniach ukochanego.
—
Martwiłem się – szepnął rudzielec, po czym pocałował policzek, skroń i mokre
włosy chłopaka, przyglądając mu się z uwagą. Był tak piękny, że zaparło mu dech
w piersiach, a ciało mimowolnie zadrżało.
—
O co? – zapytał TaeTae, jednocześnie uchylając powieki. Spojrzał pod kątem na pełne
policzki rapera, a zobaczywszy w jego oczach troskę, poczuł, że serce mu
topnieje, natomiast oddech zamiera w płucach. Nikt nie działał na niego tak,
jak ten szalony, totalnie pokręcony, kochany wariat.
Gdy
opiekuńcze ramiona, szeroki tors i gorące usta odsunęły się od niego, poczuł
nieprzyjemny chłód, który przebiegł dreszczem wzdłuż kręgosłupa, jednak, kiedy
zrozumiał, że Hobi zrobił to tylko po to, by stanęli naprzeciw siebie, uspokoił
się, a jego ciało oblało gorąco – starszy mierzył go takim spojrzeniem, że
nawet niewinny przyznałby się do zbrodni.
—
Nie o co, a o kogo – szepnął. Objął drobne ciało ukochanego i tulił tak mocno,
jakby zaraz mieli rozstać się na wieki i jeden dzień dłużej.
—
W takim razie, o kogo? – zapytał Tae, chociaż znał odpowiedź. Kiedy ich
spojrzenia się skrzyżowały, przełknął ciężko ślinę. To, że byli praktycznie
tego samego wzrostu, niczego nie ułatwiało. V w tej chwili marzył, by być
niższym, bo z obecną wysokością, opuszczenie głowy na niewiele się zdawało.
—
Myślę, że doskonale wiesz – szepnął Hoseok i przeczesał jedną dłonią wilgotne
włosy blondyna, zbierając je z jego czoła, by nie zasłaniały pięknych oczu. –
Jeśli chcesz porozmawiać, jestem do twojej dyspozycji – dodał, patrząc w ciemne
tęczówki, a gdy Kim uśmiechnął się delikatnie, serce żywiej mu zabiło.
—
Dziękuję, Hobi – powiedział. Kąciki jego ust unosiły się cały czas. –
Wystarczy, że będziesz obok – dodał i wtulił się w ciepłą skórę.
—
Nie masz za co – odparł i ucałował rozchylone wargi. – Będę, kiedy tylko
zechcesz – dodał w przerwie między mokrymi pocałunkami. Woda wciąż lała się na
nich ciepłym strumieniem, a oni stali przytuleni, jakby byli jedynymi obecnymi
na Ziemi stworzeniami. Czas na chwilę zwolnił bieg, pozwalając im nacieszyć się
ciszą i wzajemną bliskością. Wiedzieli, że takie momenty należały do rzadkości,
więc wykorzystywali je na sto procent. Dopiero po jakimś kwadransie nawzajem
się umyli, delikatnie osuszyli ciała i, ubrani w kremowe szlafroki, opuścili
łazienkę. Nie odczuwając głodu, ruszyli do ich wspólnego pokoju, a gdy
przekroczyli próg i zamknęli za sobą drzwi, starszy przekręcił klucz w zamku.
To miała być jedna z nocy pełnych czułości i powolnej, pięknej miłości.
Pieszczoty, którymi raper obdarzał młodszego, były nieśpieszne, pełne
delikatności i pokazywały jak bardzo go kocha, jak mu zależy i jak pragnie go
chronić przed całym złem świata. V odpowiadał na te zabiegi przyśpieszonym
oddechem, zagryzał dolną wargę albo zaciskał dłonie na pościeli, jednak
nakierowany przez Hoseoka, wplatał palce w ciemne włosy, oddawał namiętne,
leniwe pocałunki, gładząc kark starszego, i wsłuchiwał się w wiele mówiące
szepty ukochanego. Kiedy, po którymś z kolei spełnieniu, zasnął, jego oddech był
miarowy, a jasna, odkryta do samych bioder skóra, w świetle księżyca lśniła jak diamenty. Jung
przypatrywał się Kimowi z nieukrywanym zachwytem, przeczesując uspokajająco
jego złote, lekko pofalowane włosy i całując co rusz kształtne usta, pełne
policzki, uroczy nos i wysokie czoło.
—
Nie oddam cię nikomu – szepnął, nachylając się do jego lewego ucha. – Nie
pozwolę cię skrzywdzić – dodał, na co Tae poruszył się i obrócił na lewy bok,
podkurczając nogi. Jego nagie plecy pokryły się gęsią skórką, co rozczuliło
Hoseoka. Chwycił w dłoń skrawek kołdry i okrył jasną skórę, przez co spod
pościeli wyzierała tylko głowa i kawałek ramienia chłopaka. – Kocham cię –
szepnął, całując go w szyję. Powoli wysunął się z pościeli, sięgnął po leżący
na ziemi szlafrok i zarzucił go na plecy, następnie podszedł do drzwi, po
drodze zabierając coś z niskiego stolika. Rzucił ostatnie, pełne miłości
spojrzenie blondynowi, po czym przekręcił klucz, nacisnął klamkę i przekroczył
próg, cicho zamykając za sobą wrota. Dopiero, gdy znalazł się na korytarzu,
pozwolił sobie na pokazanie prawdziwych emocji: jego twarz stężała, szczęki się
zacisnęły, a za ich przykładem poszły dłonie, natomiast w głowie rozbrzmiewała
jedna mordercza myśl. Czym prędzej skierował się do kuchni, w której przebywali
pozostali Skauci, o czym został poinformowany SMSem. Gdy tylko znalazł się w futrynie, spojrzenia pięciu par oczu
skupiły się na nim; jego tęczówki wyłapały te należące do lidera, którego mina nie wróżyła
nic dobrego, a wzrok miał nieprzenikniony.
—
Jak rozumiem – zaczął Hoseok, opadając na wolne krzesło, stojące obok
najmłodszego z nich wszystkich – macie jakiś plan, albo wiecie więcej, niż
powinniście. Mów – zwrócił się do lidera. Ten najpierw zwilżył gardło, po czym
zabrał głos.
Okazało
się, że ani policja, ani wynajęty detektyw, nie znaleźli na listach żadnych
śladów biologicznych, a co za tym idzie, nie wiadomo, kto je przysłał. Na
dodatek wydruki z komputera nic nie ułatwiały. Gdyby chcieli dotrzeć do
sprawcy, musieliby wejść do każdego z domostw w całej Korei, albo i na całym
świecie, i przebadać znajdujące się w nich drukarki, co było niewykonalne.
—
Jedyne, co możemy zrobić – podjął lider – to pilnować V jak oka w głowie. –
Potoczył uważnym spojrzeniem po pozostałych Skautach.
—
Nam – zaczął Suga, który opierał brodę na rękach, spoczywających na blacie
stołu. Uniósł oczy, by móc spojrzeć na Kima. – Dobrze wiesz, że to typ chodzący
swoimi ścieżkami. Nie sposób go upilnować – dodał, a kilku chłopaków mu
przytaknęło.
—
Dlatego zrobimy, co w naszej mocy – odparł lider, po czym spojrzał na Hoseoka.
– Masz? – zapytał tylko. Rudzielec skinął głową i sięgnął do prawej kieszeni
szlafroka, z której wyjął telefon Taehyunga. Położył urządzenie na dłoni
rapera, co wzbudziło lekkie poruszenie wśród zebranych.
—
Nam, to naruszenie prywatności – powiedział Jin, unosząc się na krześle.
—
A masz lepszy pomysł? – zapytał lider, a kiedy visual pokręcił przecząco głową,
dodał: – Świetnie. Jako że nie słyszę sprzeciwów – kontynuował – wybywam na
godzinę. Kiedy wrócę, wszyscy macie być w łóżkach, zrozumiano? – zapytał,
patrząc uważnie na chłopaków. Niechętnie skinęli głowami, a zadowolony Kim
spojrzał na Hoseoka. – Ile mam czasu?
—
Zasnął kwadrans temu – odparł, mając na myśli blondyna, śpiącego w ich wspólnym
pokoju, w teoretycznie jego łóżku. – Podejrzewam, że obudzi się dopiero nad
ranem. Zadbałem o to – dodał, uśmiechając się lekko. Na tę uwagę zarumienili
się wszyscy poza liderem i Sugą, którego już nic nie dziwiło.
—
Dobrze. – Najmoon odwzajemnił się uniesieniem kącików ust. – Miej telefon przy
sobie – rzekł, wkładając do kieszeni kurtki ten należący do Taehyunga. – Kiedy
wrócę, dam ci znać, a ty odłożysz go na miejsce – w odpowiedzi rudzielec skinął
głową, po czym wstał z krzesła.
—
Będę czekał do twojego powrotu i dopilnuje, by reszta – tu wymownie spojrzał na
Jina, Sugę, Jimina i Kookiego – grzecznie spała. – Namjoon uśmiechnął się
delikatnie i skinął głową.
—
Do łóżek, panowie – rzekł.
—
Tak, tato – bąknął Suga, przewracając oczami, i jako pierwszy opuścił kuchnię,
człapiąc w stronę swojej sypialni, którą dzielił z Parkiem i Jeonem. –
Dobranoc, dzieciaki – dodał, na co wszyscy, poza najmłodszą dwójką, uśmiechnęli
się wymownie. – Za mną proszę – dopowiedział jeszcze, gdy minął próg. Jimin i
Jungkook posłusznie wstali z krzeseł i ruszyli za Minem.
—
To ja też spadam – rzekł Hoseok, a po chwili zniknął w ciemnym korytarzu,
żegnając się wcześniej ze wszystkimi.
W
kuchni zapadła niezręczna cisza, którą, po dłuższej chwili, przerwał lider.
—
Idź spać, Jin – powiedział, zapinając zamek kurtki. Sięgnął po kluczyki, leżące
na stole, a wtem na jego dłoni zacisnęły się palce starszego.
—
Może pojadę z tobą? – zaproponował, patrząc wprost w ciemne tęczówki. Raper
uśmiechnął się delikatnie, po czym obszedł stół i zatrzymał się naprzeciw
visuala. Ich dłonie wciąż spoczywały jedna na drugiej. Nachylił się lekko w
stronę starszego i uśmiechnął, po czym rzekł:
—
Lepiej poczekaj na mnie. Wrócę, nim mrugniesz – dodał, następnie złożył na
lekko rozchylonych wargach szatyna delikatny pocałunek. – Czekaj bez niczego –
szepnął mu na ucho, a gdy się odsunął, z zadowoleniem spostrzegł na jego twarzy
rumieniec. Uniósł trzymaną dłoń i ucałował jej wierzch, po czym obrócił się doń
plecami i opuścił dom, cicho zamykając za sobą drzwi.
Jin
chwilę trwał w bezruchu, a gdy dotarło do niego, że policzki ma jak dojrzały
pomidor, położył na nich dłonie i kilka razy poklepał.
—
Ugh! – stęknął i wstał z krzesła, po czym opuścił kuchnię i udał się do
łazienki. Tam wziął długi prysznic, umył zęby i, ubrany w piżamę – na przekór
liderowi – wsunął się pod kołdrę, leżącą na jego łóżku. Po chwili spał,
oddychając głęboko.
I jakie
wrażenia? Postanowiłam się cofnąć do początków prześladowań V, żeby pograć Wam
na nerwach ;). Jednak nie tylko. Uważam, że tak należało. Wszak, gdyby akcja
szła wiadomym szlakiem, pewnie za jakieś dziesięć, może piętnaście rozdziałów,
pojawiłby się epilog, a nie o to mi chodziło, kiedy zaczynałam tworzyć tę
opowieść. Toteż musicie się uzbroić w cierpliwość, ale zapewniam, że będzie
ciekawie ;). Fani gatunku mogą liczyć na wiele smutów, łagodniejszych, jak i
ostrzejszych, jak również na pojawienie się kilku nowych bohaterów, a na pewno
jednej. Osoby, dla której wspólnie wybieraliśmy imię na blogach o Fairy Tail.
Mimo że planowałam jej wielki debiut w głównej historii na NIHGW, moja OC
prędzej w „Kidnapping” pokaże swoja
twarz. Liczę, że przypadnie Wam do gustu ;).
A tak w
ogóle, to w piątek byłam na koncercie „Gorąca
Afryka” w filharmonii, na którym bawiłam się wspaniale! Co prawda, większość towarzystwa siedziała jak na stypie, ale mi nie przeszkadzało to w zabawie :). A dzisiaj, kiedy – mam nadzieję – czytacie, jestem w
drodze do Katowic na koncert BTS z trasy koncertowej Love Yourself. Ach! Już
się nie mogę doczekać! Mam nadzieję, że moje nachosy chociaż po części wylądują
w moim brzuchu, a nie na podłodze :D.
Korzystając
z okazji, życzę Wam udanego Święta Zakochanych. Znajdźcie swoją drugą połówkę
(ja mam to szczęście, że Mama urodziła mnie w całości ;), a jeśli ją
posiadacie, spędźcie z nią piękne chwilę ;).
Wasza R ♥
Zawitałam tutaj przybywając z wattpada w nadziei że może tu znajdę kontynuację "Kidnapping" ale nic nie widzę :< W każdym razie, tak jak pisałam w komentarzu pod ostatnią częścią, czekam z necierpliowścią na kontynuację no i oczywiście powodzenia, mam nadzieję że szefostwo i inne "ważniaki" bardzo Cię nie męczą i znajdziesz chwilkę a wena Ci dopiszę ��
OdpowiedzUsuńO rany! Przeżyłam zaskoczenie, jak zobaczyłam nowy komentarz na tym blogu xD. Dawno się nie zdarzyło, by ktoś skomentował coś tutaj, więc jestem bardzo szczęśliwa, że zadałaś sobie nieco trudu, by znaleźć dalszy ciąg, którego nie ma... Naprawdę musi Cię ciekawić pisana przeze mnie historia. Dziękuję 😘. I proszę Cię o cierpliwość. To nie tak, że w pracy ktoś mnie naciska czy coś. Sama za dużo biorę ma siebie i wtedy nie mam czasu i siły, by zasiąść do pisania po powrocie. Na dodatek, mój laptop odmawia posłuszeństwa po jakichś trzydziestu minutach od uruchomienia i tu jest pies pogrzebany... Od prawie roku myślę o kupnie nowego sprzętu, ale, że totalnie się nie znam na parametrach, jakie powinien mieć dobry laptop, trochę mi jeszcze zejdzie. Prawdą jest, że nie znoszę nie czuć klawiatury pod palcami, kiedy tworzę rozdziały, dlatego pisanie na telefonie strasznie mnie męczy i nie jestem w stanie napisać czegoś więcej niż komentarza, czy zrobienia poprawek w tekście.
UsuńPozdrawiam cieplutko,
R 💙